Kozłów otoczony lasami położony jest w dolinie rzeczki nazywanej od wieków przez mieszkańców Bytomką (na mapach Kozłówką). Liczne strumienie, źródła (dziś pozostało jedno), podmokłe tereny tworzą specyficzny klimat tej miejscowości. Dawniej wokół wsi było ok. 2000 morgów pól uprawnych, z których 800 należało do majątku, reszta do chłopów (największa posiadłość chłopska miała ok. 120 morgów)
i chałupników. W 1800r. w Kozłowie było 18 chłopów, 26 zagrodników oraz 30 chałupników. Mieszkańcy Kozłowa trudnili się więc głównie rolnictwem; na gruntach Oberdorfu, podmokłych i kwaśnych, uprawiano owies, a na gruntach Niederhofu – jęczmień i żyto; uprawiano nawet chmiel i dość sporo sprzedawano go np. do Krakowa (a stamtąd przywożono sól). Hodowano krowy i konie, zajmowano się też pszczelarstwem ( miód kozłowskich pszczół też trafiał aż do Krakowa).
Część mieszkańców Kozłowa pracowała w kuźni sięgającej swą historią XIII-wiecznych dymarek (dziś Dworek „Pod Platanem”), folwarku należącym księcia raciborskiego, tartaku, dwu młynach, w żwirowniach czy piaskowniach, a w latach międzywojennych w hutach, kopalniach i innych zakładach przemysłowych w Łabędach, Gliwicach czy Zabrzu.
Zarówno ci, którzy jechali (rowerami lub wozami konnymi) czy szli pieszo, jak i kupcy, mijali się na Starej Drodze. Wiodła ona od Starych Gliwic przez las zwany dziś Dąbrową do Brzezinki, a w lewo skręcała droga do Kozłowa i Sośnicowic; obsadzona dębami była z daleka widoczna. W polu za Dąbrową krzyżowała się z drogą prowadzącą z Karnowca. Przy krzyżu stojącym w tym miejscu przystawały wozy kupieckie, a kupcy często wymieniali towar (dziś przy tym krzyżu odpoczywają rowerzyści i turyści piesi).
Z początkiem lat 30-tych XX wieku wybudowano szosę łączącą Sośnicowice i Kozłów z Gliwicami i Łabędami; przecinała ona Starą Drogę i tzw. wały szwedzkie (podczas rozbiórki jednego z tych wałów pod koniec XIX w. natrafiono na liczne szkielety ludzkie, które zebrano i pochowano na miejscowym cmentarzu). W latach 30-tych powstały też dwie nowe ulice: ul. Marcina i ul. Młyńska; przedtem przy właściwie polnych drogach było niewiele domów (ziemie przy ul. Młyńskiej należały do Kollochów i do młyna, którego właścicielami była rodzina Rusetzki, a na ul. Marcina było kilka dużych gospodarstw), później w ciągu kilku lat wybudowano kilkanaście domów.
W tym czasie w wsi było kilka sklepów i trzy knajpy. Ostatnimi właścicielami restauracji (a właściwie szynków) byli Gasch, Duda i Filusch – mówiło się wtedy, że idzie się do Gascha, do Dudy czy do Filuscha. Duda miał knajpę i sklep przy obecnej Ułańskiej, Gasch (ewangelik, przybył do Kozłowa prawdopodobnie w czasie plebiscytu) przy obecnej Średniej i do Gascha chodziło się na muzykę, a lokal Filuscha mieścił się przy obecnej Łabędzkiej; pierwszym właścicielem tego ostatniego był Josef Kolloch, do którego należała też ziemia przy ul. Młyńskiej, dlatego mieszkańcy długo mówili, że mieszkają na Kollochowym. Filusch knajpę rozbudował, np. na zewnątrz były cztery ubikacje, w środku scena, a część sali głównej była wyżej i wchodziło się do niej po kilku schodkach (zależnie od sytuacji stały na niej stoliki lub grała orkiestra). Do wszystkich tych knajp chodziło się na piwo (lub przychodziło się po piwo z własną blachówką czyli bańką), mężczyźni grali w skata (np. u Gascha był do tego osobny pokój), przychodziło się na muzykę (lub chociaż popatrzeć na tańczących przez okno), a przede wszystkim odbywały się tam wesela.
Do sklepów chodziło się do Mrozka i do Schoppy (przy obecnej Średniej), do Dudy, do Miki, który miał też piekarnię przy obecnej Łabędzkiej (druga piekarnia, Rzepki, była na obecnej Krótkiej) i do Schwierza (ten sklep w centrum Kozłowa funkcjonował w tym samym miejscu ponad sto lat, niedawno przeniósł się do budynku naprzeciwko); historia Schwierzów była bardzo tragiczna – Richard Schwierz został przez Rosjan w styczniu 1945r. zastrzelony, a po jego zwłokach rzuconych na ulicę przejeżdżały czołgi; żona i jej służąca, by uniknąć zgwałcenia przez ruskich żołnierzy, podcięły sobie żyły (Schwierzowa przeżyła).
Rok 1945 był dla mieszkańców Kozłowa niezwykle tragiczny (od tych wydarzeń czas dzielono na ten przed Rusami i po Rusach). Zastrzelono ok. dziesięciu mężczyzn (w tym np. właściciela jednej z restauracji, Dudę czy młodego Polaka będącego na robotach w Kozłowie), zgwałcono kilkanaście kobiet (kilka zmarło), spalono kilka domów, wszystkie obrabowano i zdewastowano. W styczniu 1945r. Rosjanie wydali rozkaz, by wszyscy mężczyźni w wieku od 18 do 50 roku życia zgłosili się do koszar w Gliwicach rzekomo do prac porządkowych – wszyscy (ok. 70 osób) zostali w maju 1945r. wywiezieni do obozów pracy w ZSRR, kilkunastu z nich zmarło w ciągu pierwszego roku pobytu w obozie, kilku po zwolnieniu z obozu, a ostatni wrócili do domu w 1950 roku. Kiedy odeszli Rosjanie, pojawili się z centralnej Polski szabrownicy i przez wiele miesięcy jeszcze mieszkańcy Kozłowa nie zaznali spokoju. Ciężko też było przywyknąć do nowego systemu i nowej władzy, ale powoli kozłowianie goili rany. Odbudowano szkołę, w dawnym majątku powstał PGR, a w dawnej kuźni miejsce szkoleń i wypoczynku dla elit nowej władzy. Na siłę udowadniano, że Kozłów wrócił „do Macierzy”, np. skuwając niemieckie napisy na ponad stuletnich krzyżach, niszcząc nagrobki cmentarne z niemieckimi nazwiskami, zakazując dzieciom posługiwania się śląską gwarą (mogły śpiewać ludowe piosenki z innych regionów Polski) czy zmieniając nazwiska lub imiona mieszkańców na brzmiące bardziej po polsku (np.Wilhelm stał się Filipem, Berta Barbarą, a Hosch Hoszem). Wielu mieszkańców wyjechało do Niemiec. Ci, którzy pozostali, dbali o swą małą ojczyznę i pamięć o jej przeszłości. Kozłów zaczął się zmieniać i zmienia się do dziś, nadal jednak pozostał miejscem intrygującym i niezwykłym.